23 września 2011

Recenzja "Melange"

Zdobycie dzisiaj egzemplarza polskiej wersji "Melange", graniczy niejako z cudem. Nie wiadomo do końca czy jest to wina zbyt niskiego nakładu ówczesnego wydawcy (Metal Mind Productions ) czy też tak dużej popularności tej płyty.Niemniej jest to dla wielu bardzo ważny, osobisty album. ARTROSIS kontynuuje tutaj drogę zapoczątkowaną na "Fetish", zapuszczając się w coraz głębsze rejony muzyki alternatywnej, nie tracąc nic ze swej tożsamości. Czy to jeszcze gotyk? Czy to kiedykolwiek był gotyk? Odpowiedzi na te pytania zostawmy specjalistom od szufladkowania.
Zajmijmy się meritum :). Zapraszamy do lektury recenzji, której autorem jest ulth.

Już na samym początku albumu, dostajemy mocne, elektroniczne uderzenie - "Kolej rzeczy". Już wiemy co się stanie! Medeah da nam klucz do świata z którym wcześniej czy później przyjdzie nam się zmierzyć, bo przecież życie nie zawsze jest tylko wesołe i beztroskie.
Właśnie kolej rzeczy, sekwencja zdarzeń ... - jedyną naszą ucieczkę odnajdujemy w świadomości zła.
"Bez słów" to jeden z takich utworów, które pamięta się do końca. W końcu pułapka tkwi w naszej głowie i to my "wabimy" smutne chwile. Piękna muzyka. Czy jeszcze potrafimy się otworzyć? ... - oto pytanie.
"Mało słów" przepełnia lęk i niemoc - depresja. Jest to bardzo rozbudowany kawałek, który wyraża całe przytłoczenie tematem.
Tytułowy "Melange" wielu na pewno zaskoczył. Chaotyczny, pulsujący beat łączy się z wyrazistą melodią. Utwór jest jakby "zainfekowany" najmroczniejszymi zakątkami ludzkiej duszy, która jeszcze daje odpór szaleństwu. Czy wygra?
"Codzienność" to najbardziej gitarowa piosenka na płycie. Głos Medeah prowadzi nas przez rzeczywistość, która jest tak dosłownie dołująca i destrukcyjna, że chyba to starczy za opis.
"Gdzieś pomiędzy" jest bardzo przebojowy jak na charakter "Melange". Wyrazisty gitarowy riff kontrastuje z rozmarzonymi elektronicznymi pastelami.
Znów Medeah dokonuje rzeczy prawie niemożliwej - Jej głos tak znajomy a przecież słyszymy wokalną ewolucję. Utwór opowiada o ucieczce w świat fantazji, w świat "między jawą a snem", co spowodowane jest odkryciem jak funkcjonuje rzeczywistość, która nie zabiera jeńców, potrafi wykańczać w imię pseudo wartości.
"Twoja otchłań" opowiada o nieszczęśliwym, chorym odcieniu miłości. Niebezpiecznie jest się stać niewolnikiem niespełnienia. Paranoiczny charakter potęguje wokal Medeah. Mocna, nieustanna sekwencja techno w tle - to trzeba przeżyć! Do samego końca, tu nie ma pięknych dźwięków. Jest toksycznie.
I oto mamy najkrótszy utwór w dziejach ARTROSIS - "Angemel" czyli anagram melange. Kilkadziesiąt sekund wypełniają dźwięki rodem z piekła, bezduszność i chaos.
"Wiem" jest do dziś ulubionym "melanżowym" utworem Medeah. Powstał do niego również frapujący teledysk. Utwór opowiada o bezduszności, która opanowała świat. Najbardziej bolesna jest świadomość i brak nadziei na odmianę - "bieli trop stracony, zagubiony cel". Ciężkie gitary, mocne uderzenia automatu perkusyjnego - piosenka ta zawsze przejmuje mnie ciarkami.
"Spełnione dni" kończą MELANGE. Tekstowo utwór może służyć za podsumowanie albumu - ucieczka w iluzję, bezpowrotne odtrącenie uczucia. Rozmarzona wokaliza Medeah kontrastuje z elektroniką. Najpiękniejsze są ostatnie dźwięki, niejeden raz łzy potrafią cisnąć się do oczu. Coś magicznego.
Jako bonus, otrzymujemy baśniowy "Impre Sjon" - jeden z najlepszych instrumentali zespołu, który z powodzeniem mógłby służyć za tło któregoś z epickich obrazów. MELANGE nie jest łatwym albumem w odbiorze, czasem przez niektórych obdarzany łatką "elektronicznego", co ma stanowić zarzut. Bynajmniej! To naprawdę dobra płyta, mimo niedociągnięć produkcyjnych nadal broni się klimatem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz